Sąsiadka z demencją

Cześć, postanowiłam tu napisać, bo z mężem już czujemy się bezsilni. Sytuacja wygląda tak, że w lipcu zeszłego roku przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania, które wcześniej było wynajmowane lokatorom. Po kilku dniach zaczęliśmy słyszeć z góry w sypialni pojękiwanie, które zaczęło pojawiać się już praktycznie co noc. Zaczęliśmy się śmiać, że może blok jest nawiedzony i szczerze mówiąc nie wiem, czy taka opcja nie byłaby lepsza.

Po spotkaniu sąsiadki z góry przy okazji spaceru z psem dowiedzieliśmy się, że opiekuje się chorą mamą (92 lata), która niedawno zaległa w łóżku. I prawdopodobnie temat skończyłby się na życzeniu zdrowia dla mamy gdyby nie to, że od tego czasu nie przespaliśmy w tym mieszkaniu ani jednej nocy. W przeciągu kilku tygodni pani zaczęła już nie pojękiwać, a wrzeszczeć całymi dniami i nocami. Zaczyna się o różnych godzinach - czasem 22, czasem 1 czy 3 w nocy, 10 rano lub po południu. Pracujemy zdalnie, więc słyszymy to praktycznie cały czas, a że pani leży nad naszą sypialnią, to tam słychać to najbardziej (ale że mieszkanie jest malutkie, w salonie nie jest ani trochę lepiej).

Wiem, że to może wydawać się błahe, ale wysiadamy już psychicznie. Pomijając nieprzespane noce, nawet w momentach, kiedy jest cisza cały czas chodzimy zestresowani, że zaraz znowu zacznie krzyczeć, nie jesteśmy w stanie skupić się na pracy, odbija się to na naszych relacjach, bo oboje jesteśmy nabuzowani i zdenerwowani. Myśleliśmy, że może ta córka nie daje rady z mamą i poszliśmy do opieki społecznej, która ją odwiedziła i okazało się, że pani ma wszystko (specjalne łóżko itp.), więc nic nie mogą pomóc. Odwiedziliśmy nawet tę sąsiadkę z bratową pielęgniarką i okazało się, że pani jest pod opieką lekarza, ma przepisane leki uspokajające, ale nie bierze ich (bierze do ust, a gdy jej córka odchodzi wyrzuca je), że nie chce iść do szpitala ani do domu starców.

I żeby nie było, sąsiadka powiedziała, że mama nie krzyczy z bólu, ale czasem wydaje jej się, że jest wojna, czasem woła ją z nudów i mówi, że nic nie chce tylko tak sobie krzyczy.

My już naprawdę nie wiemy, gdzie się zgłosić. Obawiamy się, że nawet zgłoszenie na policję nic nie da, bo co zrobią ze starszą panią opiekującą się matką. No i tak tkwimy w tych krzykach od ponad pół roku i zastanawiamy się, czy prędzej nas nie wywiozą do psychiatryka niż ktoś się tą sprawą zainteresuje.

Jeśli ktokolwiek z Was miał podobną sytuację, byłabym ogromnie wdzięczna za jakiekolwiek wskazówki, czy jest cokolwiek, co możemy zrobić poza wyprowadzką, na którą nas zwyczajnie nie stać.